Muszę się z Wami podzielić jedną z najśmieszniejszych historii, jakie mi się przytrafiły podczas moich podróży. Po obejrzeniu wschodu słońca nad wulkanem Bromo, musiałem zjechać do miasta, na pociąg. Spakowałem szybko manatki i 7:45 stanąłem na przystanku minibusów. Mój już był podstawiony, ale okazało się, że pojedzie dopiero jak będzie miał komplet (15 osób). Byłem pierwszy, ale liczyłem, że niedługo zjawią się inni turyści. Po 2h dalej byłem jedyny… Ot niski sezon…

Indonezja: Karaoke na parkingu 1

Na szczęście (???) przyplątał się do mnie miejscowy, mówiąc, że zawiezie mnie skuterem (1h drogi). Patrzę na zegarek i wiem, że to moja jedyna szansa, więc się godzę. Kierowca bierze mój wielki plecak między nogi i ruszamy górską drogą w dół. Musimy zjechać w pionie 2300m., więc momentami jest na prawdę stromo. A kierowca popyla jak głupi. Licznik ma zepsuty, ale mam wrażenie, że na tej stromej, krętej i wyboistej górskiej drodze osiągał z 80km/h, wyprzedzając przy tym jeepy i busy, bardziej przystosowane do panujących warunków. Co chwilę śpiewał, krzyczał do kogoś na drodze (na pytanie „your friend?” opowiedział, „yes your friend”, i od tego momentu po każdym krzyku do znajomego wołał do mnie „your friend!”).

Indonezja: Karaoke na parkingu 2

Oczywiście cały czas coś do mnie gadał łamaną angielszczyzną. Najpierw zapytał, czy lubię karaoke. Ja mu na to, że nie umiem śpiewać, a on, że very cheap price 200000. Trochę mnie zdziwiła opłata 50zł za karaoke, ale nie drążyłem tematu. Dalej gada mi coś o parkingu. Tylko parking i parking very cheap price. Przez szum wiatru niewiele słychać, a on też ledwo zna angielski. Z grzeczności więc przytakuję, mając nadzieję, że będzie się jednak patrzył na drogę, zamiast ciągle się do mnie odwracać i gestykulować.
Było naprawdę stresująco, tym bardziej, że nie miałem kasku, a kierowca wyglądał na lekko świrniętego. Widoki były pyszne, ale ja tylko myślałem, jak nie zlecieć i czy damy radę się wyminąć z pędzącym z naprzeciwka busem. Jak się wypłaszczyło, odetchnąłem z ulgą, licząc że to koniec wrażeń.

wulkan bromo

Naiwny…
W pewnym momencie zajeżdżamy pod supermarket. Kierowca ciągnie mnie za sobą do środka, po czym, bardzo rozradowany, bierze z półki prezerwatywy (wcześniej przez cały sklep krzyknął do pracownika, gdzie są, więc liczni muzułmanie, jak jeden mąż odwrócili się w naszą stronę). Może kupuje sobie na później, pomyślałem, ale nie – wyciąga je w moją stronę! Zmroziło mnie, przez głowę przebiegły mi dziwne myśli, jak taka, czy przypadkiem to, że na skuterze, ze strachu mocno ściskałem go udami, nie zostało opacznie zrozumiane… Czy też grzecznościowo potakując wyraziłem zgodę na jakaś propozycję???

konie pod wulkanem bromo

Zszokowany pytam, po co to, a on znów, że parking parking. I massage very cheap. No to zrozumiałem… To wcale nie było parking, tylko fucking, a kolega postanowił mnie zabrać do burdelu (very cheap price 200000 only)!
Udało mi się wyperswadować mu ten pomysł, choć był bardzo zdziwiony, bo przecież taka cheap price. Zastanawiało mnie tylko to karaoke, ale kiedy przejeżdżaliśmy koło dróżki do domu uciech, przy kolejnych nieudanych namowach zademonstrował, jak na karaoke się trzyma mikrofon i zagadka została rozwiązana 😀

Ps. Zdążyłem na pociąg!